21 lutego 2012

NIEDZIELA

- To był chyba nasz najlepszy seks w życiu - pierwsze co po przebudzeniu usłyszałam z ust Krzyśka.
- Co? - spytałam nieprzytomnie od bólu głowy, nic nie rozumiejąc.
- No to co słyszysz, obudź się w końcu! - odpowiedział żywiołowo poprawiając mi włosy.
- Jaki seks, o czym ty mówisz?
- No to nic nie pamiętasz? - spytał drwiącym tonem.
- Nie! Seks?! W takim stanie. Wiesz co? Jak mogłeś? Czegoś takiego to bym się po tobie nie spodziewała! Nigdy! - niemal wykrzyczałam przez łzy, wyrywając się z jego objęć i pospiesznie ubierając.
Najlepszy seks w życiu? Po jakiś pigułach w ogóle spróbował czegoś takiego? Świnia.
Tak dawno zła nie byłam, na siebie, na niego. Zniżyłam się do jego poziomu biorąc cokolwiek. Ale teraz? Teraz idę zapłakana i bezsilna w ulewny deszcz po miejskim parku. Mam dosyć wszystkiego.
- Hej! Co ty taka sama? - odwracając się rozpoznałam dziewczynę z wczorajszej imprezy.
- Ano, tak wyszło.
- Oj, chyba coś niedobrze. To jak u mnie. Chcesz? - spytała wyciągając dłoń ze skrętami w moją stronę.
- Nie, oszalałaś? To wszystko przez to. Nigdy więcej. Te całe narkotyki to najgorsze co mnie spotkało.
- No tak tak. Racja. Dragi to samo zł. - powiedziała znudzonym tonem wkładając mi jednego skręta do ust, po czym podpaliła go czerwona zapalniczką. Chyba już nie mam siły, by z czymkolwiek walczyć.

18 lutego 2012

SOBOTA

Zbiorę się w sobie - jak postanowiłam, tak zrobiłam.
Ogarnęłam się szybko rano, Krzysiek odsypiał niespokojną noc. Zrobiłam śniadanie, a gdy obudził się herbata nie zdążyła jeszcze wystygnąć. Przywitał się bez słowa tylko szybkim pocałunkiem. Wiedziałam, że mu głupio, w jego oczach mogłam dostrzec, że żałuje. Nawet nie chciał na mnie patrzeć, nie wiedział co powiedzieć. Ale ja wiedziałam, chciałam wyrzucić z siebie wszystko. Walnąć prosto z mostu, że nie podoba mi się to, że musi się ogarnąć bo inaczej koniec z tym wszystkim, z nami koniec!
Czekałam tylko na odpowiedni moment. A czekając patrzyłam na niego zajadającego się kanapkami z szynką i serem. Na niego, tego który mnie pokochał. Tego, przy którym poczułam co to miłość, który dał mi tyle bezpieczeństwa, który troszczył się o mnie. Jego słodkie oczy, ciemne, rozwichrzone włosy, jego duże dłonie. Wszystko to, co kocham. Jego kocham, a to wszystko sprawia, że jest taki niewinny, kochany.
Nie wygarnę mu ot tak, przecież nie mogę...
Siadłam obok niego, przytuliłam się do jego torsu a on od razu przytulił mnie mocno do siebie. Po chwili pogładził mnie po policzku, pierwszy raz dzisiaj spojrzał głęboko w oczy, po czym powiedział że mnie kocha. Tak, w tym była szczerość.
Oboje doszliśmy do wniosku, że nie chcemy spędzić całego dnia w domu. Poczułam dziwny przypływ energii, miałam ochotę iść i odpocząć od wszystkiego. Spotkać się z przyjaciółmi. Akurat dobrze sie złożyło, że nasz wspólny znajomy organizował domówkę. Po drodze wstąpiliśmy tylko do Krzyśka, żeby sie przebrał i po 21 byliśmy już na miejscu. Większości osób nie znałam, ale nie przeszkadzało mi to dzisiaj.
- To co, zapominamy o wszystkim co złe i bawimy się dziś do rana? - spytałam z entuzjazmem ukochanego, który nie puszczał mojej ręki.
- Tak kotku, dziś tylko i wyłącznie dobra zabawa - kończąc pocałował mnie i rozproszyliśmy się w tłumie, by przywitać znajomych.
Trochę wódki, jedno piwo. Drugie piwo. Czwarte piwo.
Mocno zakręciło mi się w głowie, gdy po którymś z kolei trunku tańczyłam z Krzyśkiem. On też był już nieźle wstawiony. Poznałam kilku jego kumpli, wydawali się być bardzo sympatyczni.
Około 3 w nocy stwierdziłam, że muszę położyć się spać. I tak długo wytrzymałam biorąc pod uwagę ile godzin spałam w ostatnim czasie. Przeszłam wąskim korytarzem i weszłam do małego pokoiku, gdzie większość osób składowała kurtki i rzeczy na przebranie. Dom był tak duży, że mogłam wybrać sobie spokojny kąt. Zdjęłam szpilki po czym położyłam się na kanapie i przykryłam kocem. Moje głębokie rozmyślenia przerwali koledzy i dwie koleżanki Krzyśka wraz z nim na czele. Gdy tylko spojrzał na mnie wiedziałam już, że nie jest dobrze. Jego wyraz twarzy zdradzał niemal wszystko.
Podniosłam się przestraszona, a jego znajomi przysiedli obok i naprzeciw małego stolika. Wyciągnęli   butelki z alkoholem, papierosy, skręty, strzykawki...
- Skarbie, nie bój się, ja nie wezmę - szepnął mi na ucho Krzysiek siadając obok.
- Bo co, już brałeś? - spytałam z wyrzutem, ale nie uzyskałam odpowiedzi. 
- No Aneczka, co ty taka spięta? - wprost wykrzyczał z entuzjazmem kolega siedzący na wprost mnie.
Kątem oka dostrzegłam, że dziewczyna siedząca na łóżku bierze w dłoń strzykawkę, a następnie przykłada ją do przedramienia drugiej koleżanki.
- Nie spięta, zmęczona jestem. 
- Chodź kochanie - Krzysiek posadził mnie sobie na kolanach po czym wsunął pod język białą kapsułkę.
Popatrzył mi w oczy spojrzeniem mówiącym "no przecież to nic takiego". Mylił się. Miałam ochotę uderzyć go i krzyknąć "wypluj to świństwo!". Alkohol i zmęczenie nie pozwoliły mi na to.
- Masz, rozluźnij się trochę - kolega Krzyśka z uśmiechem podał mi szklankę z colą, do której następnie wrzucił musującą pigułkę - To naprawdę nic wielkiego, zobaczysz.
- Jeśli chcesz, śmiało - powiedział mój chłopak w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie.
Niepewnie chwyciłam szklankę. Upiłam łyk, smaczne. Potem kolejny, aż na dnie nic nie zostało. Dostałam dolewkę, zakręciło mi się w głowie. Mój humor poprawił się o 100 procent. Wszystko choć stawało się zamazane, było ciekawsze. Nieostrym wzrokiem patrzyłam wciąż się uśmiechając jak ktoś zatapia czubek igły w ciele Krzyśka.
Jego ciepłe dłonie, czuły pocałunek, troskliwy wzrok, gdy kładł mnie na łóżku przykrywając kocem i mój głośny śmiech - po tym już nic więcej nie pamiętam.

10 lutego 2012

PIĄTEK

Znów. Znów  to samo.
Kilka dni spokoju, a dziś wszystko wróciło. O 1 w nocy w drzwiach zobaczyłam Krzyśka. Ledwo trzymał się na nogach. Jego drżące dłonie i rozszerzone źrenice przyprawiają mnie o mdłości. Ledwo wszedł po schodach i po cichu położył w łóżku, żeby nie obudzić rodziców. Usypiając wymamrotał tylko ciche "przepraszam". Potem co chwilkę wymiotował, trząsł się z zimna... Dobrze chociaż, że rodzice się nie zbudzili.
Mam dosyć tego, że ten koszmar powraca. Ale nie mogę się poddać, nie poddam się. Muszę mu pomóc!
Brak mi sił...

6 lutego 2012

PONIEDZIAŁEK

Podkrążone oczy, zmęczona twarz i długie, rozczochrane włosy. Nawet one się zmieniły i chyba przez natłok ostatnich wydarzeń zaczęły prostować, choć zawsze tak fajnie się falowały. Wstałam rano i spoglądając w lustro zastanawiałam się, czy jestem w stanie już iść do szkoły. Nie, nie byłam wstanie.
 Zbyt zmęczona, wyrzuta, zmartwiona. Chociaż wczoraj Krzysiek wygonił mnie ze szpitala do domu i tak nie mogłam usnąć, a miałam się wyspać. Niestety nie odpoczęłam, a nie mogę co dzień olewać szkoły. Postanowiłam, że dziś zostanę jeszcze w domu, odpocznę, przemyślę co nieco, a potem ogarnę sie i skoczę na chwilę do szpitala.
Krzysiek już jutro miał wrócić do domu. Podobno jeszcze trochę odpoczynku i wszystko będzie z nim ok. Ostatnie dni przeleżał w szpitalu, cały czas był rozdrażniony i poddenerwowany. Jakby miał dosyć mojej obecności. Nic nie można mu powiedzieć, ani o nic zapytać. Nie chce rozmawiać, tylko odpowiada niechętnie.
Wzięłam szybki prysznic i położyłam się znów spać. Rodzice byli w pracy, więc do wieczora miałam dom wolny dla siebie, mogłam się spokojnie zrelaksować. Z błogiego snu obudził mnie dźwięk telefonu.
- Skarbie, otwórz drzwi, bo zimno - usłyszałam w słuchawce głos Krzyśka.
Co on tu robi? Przecież jeszcze nie miał wychodzić ze szpitala.
- Heej! - radosnym głosem i energicznym buziakiem w policzek przywitał mnie, gdy tylko otworzyłam drzwi.
Zaspana i zdziwiona nie poruszyłam się nawet z miejsca, by wpuścić go do środka.
- No co jest? - pogładzil mnie po policzku. - Wcześniej mnie wypuścili, nie cieszysz się? Już wszystko dobrze, kochanie uśmiech!
- Ciesze się, bardzo. Czyli już wszystko dobrze, tak?
- Tak, jest super. Widzisz, jestem jak nowo narodzony, nie martw się już tak!
- No właśnie, wczoraj jeszcze nie miałeś na nic ochoty.
- Ale dzisiaj już mam, to źle? Po prostu szpital mnie przytłaczał, a wyszedłem i od razu poczułem się naładowany energią.
Energią? Teraz tak się to nazywa... ?
- Aha, no to super - odwzajmniłam pocałunek, po którym Krzysiek wyjął zza pleców czerwoną różyczkę.
- I bardzo ci chciałem podziękować za to, że byłaś przy mnie cały czas. Teraz ja chyba muszę zająć się tobą, bo nie wyglądasz najlepiej.
- Oj, po prostu zmęczona jestem. Zawsze będę przy tobie, tylko zamiast podziękowania chciałabym usłyszeć, że to się już nie powtórzy. Chciałabym mieć taką pewność.
- Spokojnie, możesz mi zaufać. Wpuścisz mnie do środka? Nie zamarzły ci już tu stópki?
Rzeczywiście stałam boso na schodach przed domem. Wpuściłam go do domu, zrobiłam herbatę. Potem położyliśmy się obok siebie na łóżku przy jakimś filmie. Z myślą, że teraz już wszystko będzie dobrze zasnęłam przy moim ukochanym, wsłuchując się w szybkie bicie jego serca.

4 lutego 2012

SOBOTA

Dwa dni spędzone w szpitalu przy łóżku ukochanego. Podobno pomieszał zbyt dużo, liczył na kopa. Podobno jeszcze kilka gram i byłoby po nim. Na szczęście teraz już otworzył oczy. Teraz wszystko będzie dobrze, pomogę mu, przejdziemy przez to razem, nie poddam się, muszę go z tego wyciągnąć. Zachodzę w głowę, jak można się tak szybko uzależnić? Po rozmowie z jego mamą doszłam do wniosku, że to zaczęło się dużo wcześniej, niż zaczęłam podejrzewać. Tylko ja głupia, nieświadoma, nie zauważyłam.
Krzysiek uważa, że to nie jest uzależnienie, że spróbował tylko raz czegoś takiego i dlatego wylądował w szpitalu, bo nie potrafił tego robić. Możliwe, że ma rację. Pewnie ma, mówił to z wielkim przekonaniem. Nie mam powodów, by mu nie wierzyć. On mnie kocha, a ja jego. Razem przezwyciężymy wszystko.

3 lutego 2012

CZWARTEK

Koło 3 w nocy udało mi się zasnąć. Po dwóch godzinach obudzona zostałam telefonem.
- Czy rozmawiam z Anną Krzemińską?
- Tak, a kto mówi?
Nie dowiedziałam się kto, to znaczy człowiek się przedstawił. Ale byłam w takim szoku, że nie byłam w stanie zapamiętać nazwiska. W głowie buczało tylko jedno: Krzysiek, Krzysiek jest w szpitalu.
Nawet nie wiem jakim cudem udało mi się dotrzeć tam w pół godziny i odnaleźć konkretną salę.
Mój skarb, moje największe szczęście, moja jedyna miłość leżała teraz podłączona do pikających maszyn i kolorowych kabli. Bez ruchu, z sinymi wargami. Nie pozwolili mi tam wejść, "jeszcze za wcześnie" mówili. Nie mogłam wytrzymać. Chciałam wedrzeć się tam siłą i dotknąć go, złapać za rękę, spytać dlaczego.
Co się stało? Wiedziałam. Czułam, byłam pewna.
Potwierdzenie znalazłam w oczach jego matki, która przybyła chwilę przede mną.
- Czy on przedawkował? Bierze narkotyki, prawda?
Odpowiedziało mi tylko niemal niezauważalne skinienie głową, ruch przymykających się powiek spod których pociekły stróżki łez.

28 stycznia 2012

ŚRODA

Zadzwonił wczoraj wieczorem. Przeprosił, że nie przyjechał, że nie było go w domu jak przyszłam sprawdzić czy wszystko ok, że nie odbierał telefonu. Słyszałam, że naprawdę jest mu żal, że mu przykro. Nie chciał tego, czułam. Obiecał, że się poprawi.
- Co tak marnie wyglądasz? - spytał zmartwiony od razu, gdy dojechaliśmy po szkole do jego domu.
- Po prostu nie śpię ostatnio za dobrze. - za dobrze? dobre żarty... nie śpię niemal wcale. Wszystko przez te dziwne myśli w mojej głowie. Jakby toczyły się w niej dwie sprzeczne dyskusje, a wszystko to bez mojego udziału.
 - Eh... chodź, pojedziemy do Maćka. Załatwię kilka spraw i wracamy do mnie, ok ?
Oczywiście, że się zgodziłam. Chciałam bliżej poznać jego przyjaciół.
Drzwi otwierające się do małego mieszkania na czwartym piętrze wydały z siebie okropny pisk. A wraz z nim ogromna chmura dymu wytoczyła się wprost na mnie. Zatkałam nos ręką, ale i tak czułam ten dziwny zapach. Marichuana ma zapach charakterystyczny, a od samego wdychania podobno już można się upalić. Krzysiek cały czas trzymał mnie za rękę, szedł przodem. Podprowadził mnie do pokoju, z którego słychać było muzykę i męskie głosy.
- Sieeeeeeeeeeeeeeema! - krzyknął Maciek podnosząc się i robiąc niezdarny krok w naszą stronę. Po lewej stronie na łóżku leżało dwóch jego kolegów, spali. Po prawej natomiast jeszcze chwiali się ci, którzy są wytrwalsi. Popijali piwo, palili trawkę podśmiewując się co trochę sami do siebie. Mnie ten widok trochę przerażał, Krzyśka najwyraźniej bawił.
- No i jak się bawicie? - spytał wesoło kumpli nie puszczając mojej dłoni.
- Zaiiście chłopie, żebyś wiedział jakiego kopa można dostać w kilka minut!
Po szybkiej wymianie zdań Krzysiek oznajmił, że za dwie godziny tu wróci po czym wyszliśmy.
- Ale jak to wrócisz? Wracasz tam? Serio? - spytałam, gdy odpalał samochód.
- Wrócę, posiedzę z nimi pół godziny i wracam do domu, naprawdę.
- Mhm...
- Skarbie, no chyba mi ufasz, prawda?
- Tak, ufam.
Chciałabym.