Męczący dzień, o tak, zdecydowanie. Po dwóch godzinach w-fu z koleżankami wyszłyśmy z hali trzymając się ściany, bo ledwo stałyśmy na nogach. W sumie to potrzebowałam takiego wysiłku, zmęczenia. Może teraz szybciej zasnę? Oby, bo od niedzieli nie zmrużyłam oka. Po prostu nie mogłam usnąć.
Po wyjściu ze szkoły od razu zadzwoniłam do niego. Miał czekać przed budynkiem, ale nie pojawił się. Ach te korki... Jeden sygnał, trzeci, piąty... No dobra, pewnie już jedzie i nie odbiera, żeby nie naciągnąć mnie na kasę.
Pokręciłam się chwilę przed szkołą, ale wróciłam z powrotem, za zimno na takie spacery.
Minęło 20 minut, wykonałam 5 telefonów. Za szóstym połączenie nie zostało zrealizowane. Wyłączył telefon. Wyszłam udając się na przystanek autobusowy pełna nadziei, że moje przypuszczenia się nie sprawdzą, że nie będzie tak jak myślę.
Przenikliwy wiatr mroził wnętrze kości, przenikał do środka. Pomógł na tyle, bym mogła schować głowę w ciepły szalik, zatuszować łzy.
świetnie :*
OdpowiedzUsuńAch ten Krzysiek ;( A Ania cały czas z nim i to właśnie nazywa się miłość. Uwielbiam czytać Twoje opowiadania. 3mam kciuki za ich miłość ;)
OdpowiedzUsuń