28 stycznia 2012

ŚRODA

Zadzwonił wczoraj wieczorem. Przeprosił, że nie przyjechał, że nie było go w domu jak przyszłam sprawdzić czy wszystko ok, że nie odbierał telefonu. Słyszałam, że naprawdę jest mu żal, że mu przykro. Nie chciał tego, czułam. Obiecał, że się poprawi.
- Co tak marnie wyglądasz? - spytał zmartwiony od razu, gdy dojechaliśmy po szkole do jego domu.
- Po prostu nie śpię ostatnio za dobrze. - za dobrze? dobre żarty... nie śpię niemal wcale. Wszystko przez te dziwne myśli w mojej głowie. Jakby toczyły się w niej dwie sprzeczne dyskusje, a wszystko to bez mojego udziału.
 - Eh... chodź, pojedziemy do Maćka. Załatwię kilka spraw i wracamy do mnie, ok ?
Oczywiście, że się zgodziłam. Chciałam bliżej poznać jego przyjaciół.
Drzwi otwierające się do małego mieszkania na czwartym piętrze wydały z siebie okropny pisk. A wraz z nim ogromna chmura dymu wytoczyła się wprost na mnie. Zatkałam nos ręką, ale i tak czułam ten dziwny zapach. Marichuana ma zapach charakterystyczny, a od samego wdychania podobno już można się upalić. Krzysiek cały czas trzymał mnie za rękę, szedł przodem. Podprowadził mnie do pokoju, z którego słychać było muzykę i męskie głosy.
- Sieeeeeeeeeeeeeeema! - krzyknął Maciek podnosząc się i robiąc niezdarny krok w naszą stronę. Po lewej stronie na łóżku leżało dwóch jego kolegów, spali. Po prawej natomiast jeszcze chwiali się ci, którzy są wytrwalsi. Popijali piwo, palili trawkę podśmiewując się co trochę sami do siebie. Mnie ten widok trochę przerażał, Krzyśka najwyraźniej bawił.
- No i jak się bawicie? - spytał wesoło kumpli nie puszczając mojej dłoni.
- Zaiiście chłopie, żebyś wiedział jakiego kopa można dostać w kilka minut!
Po szybkiej wymianie zdań Krzysiek oznajmił, że za dwie godziny tu wróci po czym wyszliśmy.
- Ale jak to wrócisz? Wracasz tam? Serio? - spytałam, gdy odpalał samochód.
- Wrócę, posiedzę z nimi pół godziny i wracam do domu, naprawdę.
- Mhm...
- Skarbie, no chyba mi ufasz, prawda?
- Tak, ufam.
Chciałabym.

WTOREK

Męczący dzień, o tak, zdecydowanie. Po dwóch godzinach w-fu z koleżankami wyszłyśmy z hali trzymając się ściany, bo ledwo stałyśmy na nogach. W sumie to potrzebowałam takiego wysiłku, zmęczenia. Może teraz szybciej zasnę? Oby, bo od niedzieli nie zmrużyłam oka. Po prostu nie mogłam usnąć.
Po wyjściu ze szkoły od razu zadzwoniłam do niego. Miał czekać przed budynkiem, ale nie pojawił się. Ach te korki... Jeden sygnał, trzeci, piąty... No dobra, pewnie już jedzie i nie odbiera, żeby nie naciągnąć mnie na kasę.
Pokręciłam się chwilę przed szkołą, ale wróciłam z powrotem, za zimno na takie spacery.
Minęło 20 minut, wykonałam 5 telefonów. Za szóstym połączenie nie zostało zrealizowane. Wyłączył telefon. Wyszłam udając się na przystanek autobusowy pełna nadziei, że moje przypuszczenia się nie sprawdzą, że nie będzie tak jak myślę.
Przenikliwy wiatr mroził wnętrze kości, przenikał do środka. Pomógł na tyle, bym mogła schować głowę w ciepły szalik, zatuszować łzy.

26 stycznia 2012

SOBOTA

Szczerze mówiąc, to nigdy jeszcze nie była z Krzyśkiem na imprezie chociaż on znikał, co sobotę. Przez prawie 9 miesięcy naszego związku nie miałam pojęcia co się tam dzieje. Aż do dnia dzisiejszego. Jako że nie chodzę na klubowe dyskoteki nie wiedziałam w co się ubrać. Jednak, gdy w końcu się zdecydowałam Krzysiek odetchnął z ulgą - mogliśmy jechać.
- Będzie tam ktoś, kogo znam? - pytałam trochę poddenerwowana.
- Ymm... No nie wiem. Kojarzysz pewnie Kamila, Adriana, Konrada i jego dziewczynę - Ewę. A reszte poznasz, nie przejmuj się, na pewno się wkręcisz.
Taaa, z pewnością.
Po wejściu do klubu raczej miałam ochotę z niego wyjść, niż zrobić krok naprzód. Gdyby nie on na pewno nie weszłabym do tego przepełnionego zoo, z muzyką, która bardziej wzbudza we mnie agresje, niż porywa nogi do tańca. Jednak Krzysiek był zadowolony, nie chciałam mu tego psuć, więc z uśmiechem przeszłam za nim przez salę do loży starając się ignorować ocierające się o siebie stworzenia, które z wierzchu nie przypominały ludzi, a raczej małpy podczas spotkania ze słupem wysokiego napięcia. A on na pełnym luzie prowadził do umówionego miejsca, raz po raz witając się, machając lub posyłając uśmiechy swoim znajomym - stałym bywalcom, jak się domyśliłam.
- Ooo siemasz, w końcu  jesteś! No popatrzcie, przyprowadziłeś swoją dziewczynę! - wprost wykrzyczał pierwszy z brzegu kolega, gdy tylko dotarliśmy do loży.
- Tak, poznajcie się z Anią - po tych słowach nastąpiła seria niezliczonych uściśnięć dłoni i wymawiania imion, z których tylko kilka zdołałam zapamiętać. Nie dość, że było ich za dużo, to przez wydobywające się dźwięki z głośników ciężko było cokolwiek usłyszeć.
Rozpoczęła się zabawa, jak sądzę. W takim otoczeniu nie mogłam wkręcić się w towarzystwo, chociaż często mnie zagadywano temat po chwili się urywał. Raczej patrzyłam na rozmawiających i pijących ludzi sącząc tego samego drinka. Krzysiek co chwilę znikał, a mnie zaczynało denerwować to coraz bardziej. W pewnym momencie na widok jednego chłopaka wyrwał się szybko z moich objęć oznajmiając tylko, że idzie do łazienki. Zaciekawiona poszłam za nim.
Trasa do WC była bardzo trudna przez wijące się tuż przy mnie tłumy. Jednak po dotarciu na miejsce zaczęłam żałować, że w ogóle poszłam za nim. Zobaczyłam Krzyśka z kilkoma kolegami, dawał temu chłopakowi pieniądze. Chwilę później tamten wyszedł na on rozpakował małe zawiniątko i niczym nie przejmując się odpalił skręta w hallu łączącym dwie toalety : męską i damską.
- Nie wiedziałam, że palisz trawkę - jak gdyby nigdy nic rzuciłam przez ramię udając się do umywalki. Był wyraźnie zaskoczony moją obecnością.
- Bo nie palę.
- To co trzymasz w ręce?
- On tylko ciągnie, żeby nie zgasło - dorzucił dowcip jeden z jego kumpli, po czym wszyscy wybuchli salwą śmiechu. Mnie do śmiechu nie było.
- Pójdziesz usiąść i poczekasz na mnie? Zaraz wrócę kochanie i pogadamy - spróbował pocałować mnie w policzek, jednak niezgrabnie odsunęłam się i wyszłam.
- No co jest? Nie dąsaj się tak, to tylko trawka -  powiedział, gdy po chwili się pojawił.
- Oj weź. Teraz trawka, a jutro co? Daj spokój, tyle się słyszy o uzależnieniach. Po co to robisz?
- Słuchaj, nie musisz się martwić, naprawdę. To tylko ten jeden raz, tak żeby się rozluźnić, spróbować i tyle. Widzisz, wszystko ze mną w porządku. No chodź, zatańczymy - pociągnął mnie za rękę w stronę parkietu, czemu całkowicie uległam.
W pewnym momencie nawet się wyluzowałam. Pochłonięta tańcem przerywanym od czasu do czasu pocałunkami zabawa rozkręciła się na dobre. Krzysiek zniknął już tylko dwa razy, chciał przywitać się ze znajomymi. Gdy po następnym razie wrócił z łazienki wyglądał zupełnie inaczej. Jego twarz, a przede wszystkim oczy miały zupełnie inny wyraz niż zwykle. Zignorowałam to stwierdzając, że za dużo wypił. Jednak fakt, że już nad ranem w taxówce całkowicie odleciał dał mi do myślenia.

22 stycznia 2012

PIĄTEK

- Witaj skarbie - standardowe powitanie plus buziak, gdy wsiadłam do jego samochodu zaparkowanego pod szkołą - jak ci minął dzień?
- Jak ty to robisz?
- Ale co? - spytał zaciekawiony odpalając silnik.
- No że zawsze jesteś taki uśmiechnięty i masz dobry humor?
- Nie mogę zdradzić ci sekretu.
- Oj powiedz, nie wygłupiaj się.
- Myśl o tobie tak na mnie działa - cały on. Kipiący optymizmem dżentelmen, z uśmiechem stylizowanym na reklamę pasty blend-a-med.
- Jedziemy do mnie? - zagadnął w pewnym momencie pełen entuzjazmu.
- A zjemy coś? Bo umieram z głodu.
- Co tylko chcesz. 
- Hmmm to specjalność szefa kuchni poproszę.
- Hmmm specjalnością szefa kuchni to raczej jest tylko przypalona jajecznica, ale myślę że w pizzerii mają się czym pochwalić.
Jego osobowość zdumiewa. Do dziś nie mogę zrozumieć jak potrafi być tak... różny, a zarazem wciąż pozostawać taki sam. To dziwne. Gdy jest ze mną wiem, że kawałek nieba mógłby mi przychylić. Opiekuńczy, troskliwy i kochany. Wśród znajomych staje się duszą  towarzystwa, ale też nie zapomina o mnie. A na imprezach jest uosobieniem szaleństwa. Jednak taka wybuchowa mieszanka daje mi poczucie bezpieczeństwa, miłości, spełnienia.
Po zjedzeniu pizzy od razu położyliśmy się do łóżka włączając film.
- No to mamy weekend. Co planujesz? - spytałam go, licząc na to, że uwzględni mnie w swoich sobotnich planach.
- A umówiłem się już na impreze do klubu - pudło!
- Mhm, no to fajnie.
- Chcesz iść ze mną?
- No nie wiem, nie wiem...
- To przyjadę po ciebie o 20. Uprzedź rodziców, że dziś i jutro nie wrócisz na noc.
- A dziś to dlaczego?
- A bo dziś chcę cię mieć tylko dla siebie - kończąc to zdanie zaczął serie namiętnych pocałunków. Zawsze, gdy zaczynał ściągać mi bluzkę delikatnie łaskotał po brzuchu opuszkami palców. Lekko drżącymi dłońmi zaczęłam rozpinać mu spodnie. Po chwili zostaliśmy nadzy, sami ze sobą, tylko dla siebie. Z każdym przesunięciem jego dłoni po moim ciele czułam coraz mocniej uderzającą falę gorąca i mrowienie. Jego opuszki palców zwinnie tańczyły po całym moim ciele. Krzysiek szybkim, pewnym ruchem wsunął się w moje ciało. Zwiększając szybkość mocnych, równomiernych ruchów powoli zatracaliśmy się w przerywających ciszę jękach. Ta miłosna gra ciał i burza namiętności po rozładowaniu gromadzącego się w naszych ciałach napięcia przyniosła ogromną ulgę i zmęczenie, które szybko pozwoliło nam zasnąć w swoich objęciach.
Gwałtownie obudzona sennym koszmarem zauważyłam, że Krzyśka  nie ma koło mnie. Na zegarku zobaczyłam 1 w nocy. W tym samym momencie usłyszałam zamykające się drzwi do łazienki i jego kroki. Gdy położył się obok zauważyłam że ma mocno czerwone oczy i pociąga nosem.
- Skarbie, płakałeś, czy co?
- Nie, no coś ty. Śpij Aniu, późno jest. Ja byłem tylko w łazience - zamknął moje następne pytanie pocałunkiem i odwrócił się na drugi bok.
Był tylko w łazience - wciąż powtarzałam w swojej głowie.

21 stycznia 2012

ŚRODA

Patrząc na jego zdjęcie stojące na moim biurku od razu przypomina mi się chwila, w której się poznaliśmy. Tamten Sylwester był jedną z najlepszych imprez w moim życiu. Chociaż znamy się już ponad rok, cały czas wspomnieniami wracam właśnie do tamtej nocy. To wtedy oczarował mnie swoim łobuzerskim uśmiechem, rozczochraną fryzurą i dużymi, zielonymi oczami. Nie polubiłam go od razu. Czasami w towarzystwie robił z siebie pajaca, ale za to właśnie wszyscy tak go uwielbiali. Jako spokojnej i nieśmiałej wtedy 17-latce imponowała mi jego otwartość i ten nigdy nie ustający śmiech.
Do dziś zastanawiam się, dlaczego tamtej nocy właśnie na mnie zwrócił uwagę. Mając zawsze obok siebie tłum najpopularniejszych i najładniejszych dziewczyn nie powinien w ogóle na mnie spojrzeć. Ale właśnie mnie wybrał. To ze mną zaczął rozmawiać i mnie pokochał. A ja jego i to tak całym sercem.
A dziś zaczynam myśleć, że nasza pierwsza rozmowa była przeze mnie podjęciem najpoważniejszej decyzji w moim życiu.